Niemal dokładnie 60 lat temu władze centralne, ku przerażeniu powiatowych i miejskich działaczy partyjnych, podjęły decyzję o wybudowaniu w Pruszczu dwóch dużych zakładów przemysłowych, które to miałyby ostatecznie zmienić dotychczasowy charakter miasta przetwórstwa rolnego. Mowa tu o słynnym TECHMECIE (Przedsiębiorstwie sprzętu technicznego) i FAMie (Fabryce Maszyn i Aparatury Mleczarskiej). Każdy z tych zakładów miał dać pracę około 400 osobom. I w tym problem.
Dziesięciotysięczny Pruszcz nie dysponował odpowiednimi zasobami, głównie mężczyzn, mogących stanowić tak pokaźne załogi ww. zakładów. Problem zauważyli również dziennikarze „Dziennika Bałtyckiego”, poświęcając tej kwestii obszerniejszy artykuł. Przytaczana jest w nim wypowiedź jednego z przedstawicieli władz powiatu, ciekawie charakteryzującej pruszczański rynek pracy: „Do pracy w Pruszczu już teraz dojeżdżają pełne dwa pociągi ludzi. A jak będzie dalej, może następne dwa pociągi?”. Dyrekcje większych zakładów Trójmiasta od dawna penetrowały tereny na Kociewiu i Kaszubach, by zapewnić ręce gotowe do pracy. Na rynku w Kościerzynie co ranek ustawiały się autokary, dowożące pracowników do Stoczni Gdańskiej. Autor tekstu miał już wizję następnych dwóch, tym razem pruszczańskich autobusów dla załóg Techmetu i Famu.
Sytuacja braku kadry do pracy była na tyle poważna, że dyrekcje Techmetu i Famu, które miały już niewiele czasu na skompletowanie załóg, poważnie podchodziły do koncepcji zatrudniania kobiet, na tych stanowiskach, na które pozwalały ówczesne przepisy pracy.
Przyciągnięcie pracowników wizją przydziału mieszkań było o tyle nierealne, że właśnie w Pruszczu występował głód budownictwa mieszkaniowego, który nie mógł znaleźć rozwiązania już od kilkunastu lat.
Tak więc początek zakładów, które w późniejszych latach na trwałe wpisały się w krajobraz miasta, nie należał do najłatwiejszych. Permanentny brak rąk do pracy w Trójmieście, ale też w Pruszczu pozostał jeszcze na wiele lat jedną z większych bolączek.