Podobno Polska to światowa stolica grilla. Pysznie skwierczące kiełbaski napędzane węglem drzewnym to jednak u nas dosyć nowa moda. Kiedyś jadano bowiem kiełbaski na ochłodę. Podczas pruszczańskich festynów pierwszomajowych sprzedawano na stadionie cudnie zimne serdelki prosto z przypominających wielkie owady Starów – chłodni. Dodawano do nich rzecz jasna cebulkę i musztardę, bo o keczupie nikt jeszcze nie słyszał.
Miłość do kiełbasy na zimno kwitła także w innych częściach miasta. Jak widać na zdjęciu – także na murku przed „Rotundą”, a dokładniej przed jej późniejszą przybudówką, popularną „Kiszką”. Para ujęta na zdjęciu pałaszuje świeżo zakupioną wędlinę, pochodzącą zapewne z niedalekich „Delikatesów”. Zdjęcie pochodzi z 1991 roku, a więc z czasów, kiedy serdelki na zimno musiały powoli ustąpić nowej miłości rodaków – skwierczącym kiełbaskom z dodatkiem keczupu. Niedługo potem nad miastem, co weekend unosiły się nie tylko helikoptery, ale także specyficzny zapach pieczonej wędliny, którego epicentrum była giełda samochodowa.
Konsumenci uchwyceni zostali wrażliwym na tego rodzaju scenki, okiem niezapomnianego fotokronikarza miasta, Jerzego Ossorya-Cierpickiego, a publikujemy je dzięki uprzejmości Romana Ciesielskiego. Życząc smacznego weekendu, prosimy zwrócić baczniejszą uwagę na sweter z napisem „Boys”, będący symbolem tamtych czasów.